Jaspis prawde zawsze powie,
słuchaj szlachto, mieszczanie, giermkowie.
Słuchaj ludu zatroskany,
i Ty gościu tu zebrany.
Niebo pociemniało,
zagrzmiało, jakoby znak dało.
Wiecher zerwał się straszliwy,
oj dziwy to były, istne dziwy.
Mary z najstarszych krypt wypełzły,
tanczyły, ludzi straszyły.
Płaczki gideńskie od kilku dni szlochały,
zły czas przepowiadały.
Tedy kamienie magiczne rzuciłam,
okrutnie się zasmuciłam.
Diamenty i rubiny, które wspaniałą głowę zdobiły,
zmętniały, blask straciły, rysy na nich wystąpiły.
Znak to niechybnie zły, ziściły się mroczne sny.
Cóż teraz, kto te kamienie ożywi,
przybywają zewsząd pielgrzymi i czekają nowiny w skupieniu,
siedząc grupkami w magicznej wierzby cieniu.
Zaprawdę powiadam wam, tym z bliska i tym z daleka,
ze wschodu i z zachodu, wielka zmiana nas czeka.
Nie długo, nie krótko, przyjdzie czas taki,
gdy ujrzycie wszystkie prawdziwe znaki.
Zabłyśnie, słońce wzejdzie nieśmiało,
wszystkim będzie się zdawało, jako dzień w nocy gości.
Przybędą z daleka do nas w gości.
Powiem nieśmiało, stanie się, co stać się miało.
Teraz są te chwile, w których się nie mylę,
słuchajcie tedy moi mili, byście przygotowanymi byli.
Niech orzeł osiądzie w swym gnieździe,
niech pokój przyniesie wreszcie.
I wypełniło się...