Było to dobre pół roku temu... Nie pamiętam dokładnie kiedy zaraziłem się tym świństwem. Na początku, niby nic się nie działo specjalnego. Codzienność w Sarmacji była czymś oczywistym, trwanie, dzień po dniu. Życie kulturalne, polityczne, społeczne, nuda. Coraz częściej uciekałem myślami poza bezkresne morze, które z każdej strony opływa mój stały ląd, mój dom, moją małą V-Ojczyznę. Mrok zaczął zakradać się w umyśle, jątrząc duszę i szepcząc zawiłe teorie. Może wystarczy, może za dużo tego, może powinienem zniknąć, może powinienem opuścić mój dom.
Sam nie wiem kiedy, ale stało się. Realioza ogarnęła mnie całkowicie, wykorzystując chwilę słabości, moment kiedy ludzkie ograniczenia staja się, aż na zbyt widoczne. Zmiany, zmiany, zmiany, na lepsze, na gorsze. Czas pokaże. Przekonałem się, że czas potrafi być sprzymierzeńcem. Cierpliwość i dążenie do celu jest zaletą, która kiełkuje i daje owoce, ale także wymaga poświęceń.
W mojej głowie tkwiła pustka, ziarenko wspomnień za dawną V-Ojczyzną wyrosło w końcu i pięło się od kilku dni ostro w górę, niczym drzewo, które nie smagane wiatrem i burzą nigdy nie wyrośnie na zdrowe i silne. Katharsis rozwiało czarne chmury, a jasne promienie Teutońskiego słońca znów zaczęły ogrzewać swoimi promieniami moje ciało.
Vivat Sarmacjo, Vivat Teutonio, Vivat JKM i Vivat Mieszkańcy.
Tymi krótkimi, poetycko użytymi słowy chciałem poniekąd podzielić się swoimi przemyśleniami oraz przestrzec przed powszechnym zjawiskiem znanym wszystkim bardzo dobrze – Realiozą.
Nie wiem na jak długo, ale wróciłem. Przyda się kilka dni, a nawet tygodni na ogarnięcie zaległości , żeby zorientować się w sprawach bieżących i znaleźć swoje miejsce.
Wszystkich, którzy o mnie nie zapomnieli serdecznie pozdrawiam. A do tych, z którymi nie miałem szans tworzyć naszej v-społeczności mówię na miły początek dzień dobry.
Jeśli tylko znajdzie się trochę czasu, bo to głównie o to tutaj chodzi to nigdzie się nie zamierzam wybierać.